Skip to main content

Druga praca to dziś coraz częściej nie fucha, którą łapiemy, że by dorobić, a świadomy wybór.Kto najłatwiej poradzi sobie w sytuacji wielozawodowości i jakie korzyści niesie taki styl działania.

Tu ściągniesz cały wywiad w PDF a poniżej przeczytasz tekst!!!:

2018 11 Nadia Kirova – Zawód po godzinach

Ostatnio dowiedziałam się, że koleżanka dziennikarka jest także od wielu lat agentką ubezpieczeniową. Nie ukrywa, że kiedyś zajęła się sprzedażą polis dla pieniędzy, ale jak mówi, dziś już nie wie, która praca jest tą pierwszą, a która dodatkową, bo obie przynoszą jej satysfakcję i z żadnej nie chciałaby zrezygnować. Wydaje mi się, że to jest pewien znak czasów, bo kiedyś druga praca to była tzw. fucha, żeby dorobić, a dziś wiele osób zajmuje się zawodowo równolegle różnymi rzeczami. Czy ma pani podobne obserwacje?
Tak, co więcej, sama w ten sposób pracuję. Wykładam, jestem coachem, ale i dyrektorem finansowym. Dla mnie osobiście wynika to z wielu możliwości, które się przede mną ciągle otwierają. Pojawia się coś nowego, więc chcę spróbować i zobaczyć, dokąd mnie to doprowadzi. Wiem, że podobnie myśli wiele osób w moim otoczeniu. Znamy od dawna coś takiego jak multitasking, czyli wielozadaniowość, i taka, nazwijmy ją: wielozawodowość to coś podobnego, tyle że na większą skalę.

Czy to rozwiązanie dla każdego?
Nie wszyscy nadają się do wielozawodowości, bo to wymaga pewnej elastyczności w myśleniu. W modelu opisującym style myślenia FRIS®, który jest jednym z narzędzi, z którymi jako coach pracuję, jest typ tak zwanego wizjonera. Osoby z tego stylu traktują nowe rozwiązania jaką jedną z możliwości i są gotowe je testować. Mogą wchodzić w nową sytuację nie do końca przygotowani i dopiero potem uzupełniajać dane i to nie stanowi dla nich dyskomfortu. Są też tacy, dla których rozpoczęcie pracy bez solidnego przygotowania jest nie do przyjęcia. Takie osoby będą się czuły mniej bezpiecznie w dwóch pracach jednocześnie, ponieważ potrzebują też więcej czasu na przygotowanie się do każdego zadania. Każdy musi indywidualnie ocenić, na ile nadaje się do takiego stylu działania. Warto zadawać sobie dwa pytania: „kim jestem” i „co się dzieje teraz?”. One pozwalają uświadomić sobie, w którym miejscu jestem, jakie są moje emocje, jakie są moje potrzeby? Dopiero znajomość siebie jest właściwym punktem wyjścia.

Wspomniała pani o multitaskingu. Pojawiają się opinie, że robienie wielu rzeczy naraz nie jest efektywne. Jak więc ułożyć sobie w głowie taką wielozawodowość, żeby nie wpaść w podobną pułapkę?
Multitasking w wykonaniu, jaki znalismy wcześniej, czyli sytuacja, w której jednocześnie odbieram telefon, karmię dziecko i jeszcze piszę coś na komputerze – jest nieefektywny. A przede wszystkim niezdrowy, stresogenny i wypalający. Jego koszty są bardzo wysokie zarówno dla poszczególnych ludzi, jak i dla całych organizacji. Myślę raczej o stylu działania, w którym mam wprawdzie wiele różnych zadań, ale nie realizuję ich jednocześnie, tylko kiedy w danym momencie koncentruję się na jednym temacie, kolejne czekają w kolejce. Od multitaskingu nie uciekniemy, ponieważ czas wąskich specjalizacji się skończył. Ważne, by pilnować porządku i robić rzeczy po kolei.
To dotyczy zresztą także innych obszarów życia. Ja sama zaczęłam niedawno chodzić na treningi i ponieważ mam w najbliższych miesiącach dużo zajęć zawodowych, a postanowiłam ćwiczyć regularnie, to ustaliłam dokładnie plan treningów na trzy miesiące. Nie liczyłam na to, że pójdę, kiedy akurat będę miała wolny czas, bo nie będę miała – albo akurat wtedy nie będzie mi się chciało – tylko idę w terminie, na który się umówiłam. Takie planowanie bardzo odciąża psychikę, to jeden z filarów zarządzania czasem Davida Allena, o którym pisze w książce „Getting things done, czyli Sztuka bezstresowej efektywności”.
I wtedy już nie ma znaczenia, czy te dwie pracę będą pokrewne, czy zupełnie oddalone od siebie?
To znów jest bardzo indywidualne. Osoba reprezentująca wspomniany już typ wizjonera, będzie z łatwością godziła nawet rozbieżne dziedziny, ktoś mniej elastyczny będzie wolał ograniczyć się do rzeczy podobnych.

Jak przygotować się do wielozawodowości? Wyobraźmy sobie, że ktoś przygotowuje się do zmiany zawodu, ale czeka go pewien okres przejściowy, w którym będzie musiał pracować w dwóch branżach.
Na rynku jest bardzo wiele książek, także oferta kursów i studiów jest bardzo duża. Ale przede wszystkim ważne jest, aby nie czekać na kryzys, a samemu wchodzić w nowe sytuacje, co oczywiście nie jest łatwe, wymaga wychodzenia z własnej strefy komfortu, albo jak to się teraz poprawniej nazywa – poszerzanie swojej strefy komfortu. Tymczasem wiele osób wciąż jeszcze myśli, że po skończeniu studiów zakończyli edukację. Nic podobnego! W dzisiejszym świecie jest dużo możliwości, żeby zacząć coś małego robić samemu. Tym bardziej, że dziś rynek pracy jest bardzo chłonny. Wystarczy działać, nie siedzieć swojej skorupie i nie zamykać się na nowe doświadczenia, bo rzeczywistość, w której żyjemy, zmusza nas do zmian.
Czyli wielozawodowość może być także dobrym rozwiązaniem dla osób, które mają wysoką potrzebę bezpieczeństwa?
Przywołam tutaj Nassima Taleba, amerykańskiego ekonomistę i filozofa i jego pojęcie kruchości, o czym pisze w książce „Antykruchość”. Kiedy przydarza się sytuacja, która teoretycznie nie miała prawa się zdarzyć, to człowiekowi, który jest kruchy, zawala się życie. Z kolei osoby i organizacje antykruche, to takie, które mają jakiś drugi filar, są bardziej elastyczne i umieją szybciej reagować. To pozwala im przetrwać. Taleb opisuje przykład dwóch braci, którzy mają podobne zarobki, z których jeden jest bankierem a drugi taksówkarzem. I mimo że bankier ma lepszą pozycję społeczną, ponieważ ma stałą pensję i profity związane z pracą, to jednak to on jest bardziej kruchy. Taksówkarz ma po pierwsze większą swobodę w podejmowaniu decyzji, a po drugie, na bieżąco widzi, jak mu idzie praca, w których dzielnicach jest mniej klientów, czy dają mu napiwki. Może reagować na to, co się dzieje na rynku i kryzys nie spada na niego nagle. I osoby, które realizują się zawodowo w różnych miejscach, są właśnie mniej kruche.
A co taki „wielozawodowiec” ma wpisać w rubryce zawód? Coraz więcej osób ma problem, by się jednoznacznie określić, a zawód to jeden z elementów najsilniej nas opisujących.
Też mam ten problem i to nawet od dawna, bo po skończeniu studiów z zarządzania formalnie byłam menedżerem, ale dla mnie oznacza to coś więcej niż zawód. To cały zespół umiejętności, i na początku wcale nie czułam się jeszcze menedżerem… A co do samego pytania, to polecam, żeby przygotować sobie wypowiedż na swój temat. Nie musi to być jedno słowo – a nawet w dzisiejszym świecie byłoby to trudne i w przypadku niektórych zawodów niewiele wytłumaczy. Weźmy przykład: trener, coach, wykładowca – to wszystko zawody związane z pracą z ludźmi. Im bardziej ogólnie nazwę to, co robię, tym lepiej, bo jeżeli powiem że jestem sekretarką w jakiejś branży albo inżynierem, to blokuję się na możliwości rozwoju, nie widzę innej perspektywy.

Spotkałam się kiedyś z podobnym postrzeganiem organizacji – można mówić, że się produkuje oświetlenie, a może też wyznaczyć sobie misję tworzenia przyjaznych przestrzeni dla ludzi…
Dokładnie – im szerzej, tym lepiej, bo w wymiarze indywidualnym wiąże się to z powiększaniem strefy komfortu, czyli przygotowywanie do różnych sytuacji. Wyobrażmy sobie ludzika w bańce, która jest jego strefą komfortu. I na tę bańkę działają bodźce zewnętrzne, takie jak problemy ze spłatą kredytu, kryzys w branży czy strata pracy. Jeżeli ludzik nie będzie reagował na bodźce, a jedynie kulił się przed nimi, to przestrzeń wewnętrz bańki będzie się ścieśniać. Czyli każdy pozostawiony bez reakcji atak prowadzi do pomniejszenia się strefy komfortu. W którymś momencie brakowało już będzie miejsca dla samego ludzika… Co to oznacza? Strefa komfortu to jest miejsce, w którym czujemy się dobrze i bezpiecznie, a każde wyjście poza nią powoduje stres. Jednocześnie każde wyjście, które kończy sie sukcesem, sprawia, że ta strefa się powiększa: nauka nowej umiejętności, ukończone zadanie, staż w firmie daje nam więcej przestrzeni do działania. I wtedy częściej przebywamy w strefie komfortu, czyli jesteśmy mniej narażeni na sytuacje, które naprawdę nas sparaliżują, bo uczymy się dawać sobie radę. Zatem nawet mając stabilne zatrudnienie, warto chodzić czasami na rozmowy kwalifikacyjne czy podejmować nowe wyzwania zawodowe, nawet bezpłatnie, bo wtedy utrata pracy nie będzie aż takim szokiem. To buduje zaufanie do siebie, poczucie bezpieczeństwa, przekonanie, że „dam sobie radę”. I wtedy wielozawodowść staje się także narzędziem rozwoju osobistego.